piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział VIII



Ann Williams

Trzymając Ruperta za rękę wybiegłam na ulicę. Wiosna powoli przemijała, powietrze stawało się coraz cieplejsze a dni coraz dłuższe. Uśmiechnęłam się do Ruperta i rozejrzałam się po szaroburej Cranleigh Street. Londyn był ładnym miastem, tęskniłam jednak za Stevenage. Za moim ukochanym laskiem Shishes, gdzie często przesiadywaliśmy z przyjaciółmi. Stevenege było małym miastem, i o ile w centrum dało się jeszcze odczuć te 80 tys. mieszkańców, w Shepshall, gdzie mieszkałam było cicho i spokojnie. Od dziecka interesowałam się aktorstwem, często w domu odgrywałam rózne postaci filmowe. Moi rodzice prowadzili małą kawiarnię, w wolnych chwilach pomagałam im. Moje życie nie było bajkowe. Na wszystko co teraz mam musiałam ciężko zapracować. Ostatnie lata liceum przeżyłam niemal bez snu, jedynie uczyłam się, pracowałam i imprezowałam. Nic poza tym. Ale opłacało się. Dostałam się do Royal Academy of Arts, studiuję w jednym z najbardziej rozpoznawalnych miejsc świata, a na dodatek mam świetnego chłopaka. Moje życie byłoby cudowne, gdyby nie ta jedna rzecz..
-Annie, gdzie idziemy? - głos Ruperta wyrwał mnie z rozmyślań
-Myślisz, że im się ułoży?
-Kawa? Costa obok Mornincton Crescent?
-Nie przepadam za tym miejscem, jest tam tak tłoczno. No ale jeśli tak chcesz.
Uśmiechnęłam się i ruszyliśmy przed siebie. Było duszno, zapowiadało się na burzę. Niebo zajęły chmury i promienie zachodzącego słońca z trudem przedostawały się na ziemię. Westchnęłam.
-Jak myślisz, uda im się? - zwróciłam się do chłopaka
-Edowi i Carmen? Hmm.. Olivier tak łatwo nie odpuści... Nie ma szans. Nie wiem, Ann - Rupert przejechał dłonią po moim policzku - Chciałbym, żeby Ed był szczęśliwy. Wiem, że ona mu to szczęście daje, lecz mimo wszystko.. Oni pochodzą z dwóch różnych światów, Ed nie wie na co stać Moore'a. 
-Może masz rację. Wiesz, nawet nie znam tej Carmen.. Chciałabym dowiedzieć się, dla kogo Sheeran stracił głowę
-Och, na pewno będziesz miała okazję! Ed pewnie już planuje ślub i dzieci - Grint przewrócił oczami
Zbladłam. No tak, miałam mu to powiedzieć. Tylko jak? 
Rupert zauważył moja skwaszoną minę i złapał mnie za ręke
-Annie, co jest?
-Rupert, od pewnego czasu szykuję się, by Ci to powiedzieć. Nie mogę jednak znaleźć odpowiednich słów, wciąż walczę sama ze sobą..
-Nie rozumiem.
-Rupert, ja..


Madeleine Temple


Gdy wreszcie opuściłam teren UCLA odetchnęłam z ulgą. Byłam wykończona wykładami, jedyne o czym marzyłam to położyć się na plaży i pozwolić promieniom słońca czule otulać moją twarz. Temperatura sięgała już 30 stopni, zbliżało się lato. Ruszyłam w stronę Ogrodu Botanicznego im. Mathiasa, gdzie miał czekać na mnie Tony. Gdy tylko skręciłam w Tiverton Drive, przeklęłam w głowie myśl o plaży. Rozgrzany asfalt buchał na mnie ciepłem ze wszystkich stron. Lekki powiew wiatru przyniósł ze sobą odrobinę chłodu, którą przyjęłam z niesamowitą ulgą. Czasami klimat Kalifornii był naprawdę irytujący. Skręciłam w pierwsze lepsze wejście do parku i rozejrzałam się wokół. W oddali dostrzegłam ubraną w czerń postać Anthony'ego. Uśmiechnęłam się do siebie i ruszyłam w stronę przyjaciela. Siedział na ławce, między palcami trzymał papierosa. Gdy zbliżyłam się do niego, wstał i pocałował mnie w policzek.

-Co słychać, pani doktor? - powiedział po czym zaciągnął się papierosem
-Wszystko w porządku. Mielismy dziś zajęcia w kostnicy. Całkiem, całkiem. Widzę w tym swoją przyszłość - zaśmiałam się
-Karnacją na pewno się do tego nadajesz.. Jesteś taka blada, jakbyś mieszkała na Alasce a nie w samym sercu Kalifornii
-O, własnie, skoro już rozmawiamy o geografii. Lepiej się pakuj, bo lecisz ze mną jutro do Londynu - powiedziałam i wyjęłam z torby bilet. Wręczyłam go chłopakowi mówiąc - czeka nas długi lot
-Londyn? - chłopak pytająco uniósł brwi - wybierasz się na jakiś tydzień mody?
-Prawie trafiłeś. Chcę odwiedzić stare śmieci, moją przyjaciółkę z dzieciństwa.. Jest modelką, spodobałaby Ci się - uśmiechnęłam się do niego zadziornie
-Kusząca propozycja - chłopak obrócił w dłoniach bilet - a tymczasem zabieram Cię na piwo
Wyciągnęłam z torby papierośnicę i również podpaliłam sobie fajkę. Poczułam mily dym w gardle i ruszyłam za Tony'm. Gdy wyszliśmy poza teren ogrodu Anthony oparł się o czarne BMW i wykonał zapraszający gest. Pytająco uniosłam brwi.
-Mały prezent od ojca. Co prawda jest w leasingu, no ale zawsze coś - wyjaśnił Tony
-Więc gdzie mnie zabierzesz?
-Kierunek: the Daily Pint!
Spodobała mi się ta propozycja. Był to mój ulubiony a zarazem najlepszy bar piwny w okolicy. Znajdował się w Santa Monica, pieszo droga zajęłaby nam jakieś półtorej godziny, samochodem dojechaliśmy tam w 15 minut. Zajęliśmy miejsce przy barze i zamówiliśmy po piwie. Chwilę milczenia przerwał Tony:
-Jaki jest prawdziwy cel naszej podróży do Anglii?
-Wszystko w swoim czasię, Anthony. Wszystko w swoim czasie.


Sophie Lindberg

-No Sophie, na dziś koniec - rzuciłam do siebie wyłączając kamerę. Przygotowywałam film dokumentalny o multikulturowej społeczności w Londynie. Skupiłam się przede wszystkim na muzyce, jako dziedzinie bliskiej memu sercu. Londyn brzmiał wszystkimi instrumentami świata, rytm każdej dzielnicy i każdego zakątka był niepowtarzalny. Muzycy na ulicach, koncerty na wielkich halach i w małych pubach, działo się tak wiele. Zdobyłam kontakt ze znanymi londyńskimi muzykami, teraz potrzebowałam tych początkujących. Chodziłam od wytwórni do wytwórni próbujący wychwycić perełki. Często takie skarby znajdowałam na ulicach, czułam się jak odkrywca. Wykorzystywałam moje znajomości w branży i zabierałam tych niezananych muzyków na różne przesłuchania czy nagrania. Później sadzałam ich przed kamerą i kazałam opowiedać im swoją historię. Materiału na film miałam dużo, wciąż jednak brakowało mi czegoś. Otworzyłam chyba każdą szufladkę ukrytą w głowie, gdy wreszcie znalazłam. Sheeran! Przecież on byłby idealną postacią do mojego filmu. Co prawda był anglikiem, więc miał nie wiele wspólnego z tą wybuchową mieszanką różnych nacji mieszkającą w Londynie.. ale był muzykiem, który rzucił wszystko dla swojej kariery. Miał ledwie 20 lat, a nagrywał już płytę, koncertował i odnosił sukcesy. Wyjęłam z kieszeni telefon  i szybko wystukałam smsa do Carmen, z prośbą o podanie mi adresu Eda. Carmen odpisała natychmiast, nawet nie pytając po co mi ten numer. Zdziwiło mnie to, lecz postanowiłam nie zaprzątać sobie tym głowy. Złapałam taksówkę i ruszyłam w stronę King's Cross. Wręczyłam kierowcy zapłatę wraz z ładnym napiwkiem i wysiadłam na Cranleigh Street. Spojrzałam na budynek przed sobą, tak rzadko odwiedzałam bloki mieszkalne w Londynie, których z resztą nie było tak dużo - przeważały szeregowce. Weszłam do klatki i ruszyłam w stronę mieszkania rudowłosego. Zapukałam i grzecznie czekałam aż ktoś otworzy mi drzwi. Chwile potem ułyszałam trzask zamka i zza futryny spoglądały na mnie niebieskie oczy Eda.
-Sophie? Co Ty tu robisz?
-Och, mam do Ciebie mały interes - odpowiedziałam - mogę wejść?
-Jasne - Sheeran uśmiechnął się i wpuścił mnie do środka - Ee, własciwie nigdy nie mieliśmy okazji się poznać. Jestem Ed - wyciągnął do mnie rękę
Uścisnęłam ją lekko i "wyjawiłam" mu swoje imię, na co Ed zareagował śmiechem
-No, więc co Cię sprowadza w moje skromne progi? - powiedział chłopak siadając na kanapie
-Może o tym wiesz, ale zajmuję się reżyserią. Obecnie jestem w trakcie kręcenia filmu o kulturowym zróżnicowaniu miasta, postanowiłam skupić się na muzyce. No, a ty jesteś znakomitym przedstawicielem muzycznego środowiska!
-Więc?
-Czy nie chciałbyś może wystąpić w moim dokumencie?
Ed otworzył usta ze zdziwienia
-Sophie Lindberg prosi mnie o pomoc.. Przyjeżdża do mojego mieszkania i prosi mnie o pomoc - kto by pomyślał
-No Edwardzie, już bez przesady, dam radę bez Ciebie - mrugnęłam do niego
-Ależ ja chętnie Ci pomogę!

wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział VII



Carmen Greth

 Jeszcze parę minut temu Ed był tylko moim przyjacielem, lecz jego pocałunek przypieczętował wszystko. Gdy tylko jego wargi dotknęły moich, poczułam to niesamowite uczucie w brzuchu, serce zabiło mi szybciej a w głowie szumiały dwa słowa "kocham go".
-Ja Ciebie też - wymruczałam pomiędzy kolejnymi pocałunkami - ale Ed.. Co teraz z nami będzie?
Chłopak oderwał się odę mnie i ujął moje dłonie w swoje.
-Co masz na myśli? 
-Olivier
-Carmen, musimy mu to po prostu powiedzieć. Jeśli choć trochę zależy mu na Twoim szczęściu, zrozumie.
-Musimy mu dać trochę czasu... Musisz MI dać trochę czasu
-Greth - rudowłosy objął mnie w pasie - obiecaj mi, że niedługo mu powiesz
-Ed, to nie jest takie łatwe. Ja nie chcę do zranić, jest dla mnie naprawdę ważny. Nie stawiaj mnie przed takim dylematem. Nie chcę wybierać miedzy wami dwoma
-Kiedyś będziesz musiała
-Nie chcę tracić kontaktu z Olivierem. Możemy zostać przyjaciółmi, ale nie chcę go stracić.
-W porządku. Rozumiem. Ale powiedz mu jak najszybciej - wskazał ręka na koc - może zgłodniałaś?
Spojrzałam na wszystkie owocowe sałatki, tosty i mrożoną herbatę. Postarał się. Wszystko przygotował. Był taki uroczy, taki kochany, tak miły. Był cudowny. Ponownie zatopiliśmy się w pocałunku. Ten raj przerwał nam dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, Olivier. Poderwałam się z ziemi i odebrałam połączenie. Oli zapraszał mnie do siebie na wieczór opowiadając o jakiejś ważnej rzeczy. Odpowiedziałam, iż spróbuję przyjść. Unikałam odpowiedzi na jego pytanie o moją lokalizację. Pożegnałam się z nim, rozłączyłam i wróciłam do Eda. Opowiedziałam mu o całej sytuacji, na co on odpowiedział długim pocałunkiem.
Spędziliśmy miłe popołudnie, zajadając się pysznościami, całując i przytulając. Uśmiech niemalże nie schodził z mojej twarzy, lecz w głowie biłam się z własnymi myślami.
-Ed, było mi bardzo przyjemnie, ba, jest mi bardzo przyjemnie, ale muszę iść.. Rozumiesz, rodzice. Zajdę jeszcze do Oliviera.. Spróbuję rozwiązać sytuację.. Dobrze?
Rudowłosy spojrzał na mnie smutnymi oczami
-No dobrze, jeśli musisz. Ale odezwij się do mnie wieczorem.



Olivier Moore

Zapaliłem papierosa i głęboko się nim zaciągnąłem. To moja ostatnia deska ratunku, by zatrzymać przy sobie Carmen. Musi się udać. Nie mogę jej stracić. Nie pozwolę, żeby ten rudzielec z Suffolk mi ją odebrał. Nie poddam się bez walki. 
Dzwonek do drzwi. Gwałtownie poderwałem się z fotela i szybkim krokiem poszedłem w kierunku wejścia. Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem drzwi, za którymi stała Carmen. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, mimo to dziewczyna zdawała się promieniować pięknem. 
-Dobrze Cię widzieć. Tęskniłem - przytuliłem ją mocno i pocałowałem
-Tak, cześć - uśmiechnęła się nieśmiało - przepraszam, nie miałam ostatnio czasu..
-Jasne. Rozumiem. Wejdź - gestem zaprosiłem ją do salonu - Napijesz się czegoś?
-Oli, jest już późno..
-Możesz zostać
-Rodzice przyjechali, pewnie będą chcieli porozmawiać. Przepraszam, ale nie mogę
Te słowa wytrąciły mnie z równowagi. Państwo Greth mnie uwielbiają, nie rozumiałem więc jaki problem ma dziewczyna.
-Zostań u mnie. Zaraz zadzwonię do Twojej mamy i wszystko załatwię
Carmen wzruszyła tylko ramionami i usiadła na fotelu skupiając wzrok na mnie
Rozmowa z panią Greth była krótka i zwięzła, życzyłem dobrej nocy i rozłączyłem się
-Zostajesz u mnie, rano jesteśmy umówieni na śniadanie w Ledbury
-Doskonale wiesz jak dogadać się z moją mamą - Carmen po raz pierwszy tego wieczoru uśmiechnęła się - Więc, może teraz opowiesz mi o tej ważnej rzeczy
-Tak, właściwie to taki mały prezent. Mam nadzieję, że trafiłem w Twoje gusta
Dziewczyna uniosła brwi i posłała mi pytające spojrzenie
-Jak wiesz, moja macocha ma niemałe kontakty w świecie mody, a dziadek przyjaźni się z Paulem McCartneyem
-I co w związku  tym? - uśmiech na twarzy dziewczyny powiększał się z każdym moim słowem
-A to, że Stella McCartney szuka modelek dla jej nowej kole... - nie zdążyłem dokończyć zdania, a dziewczyna już rzuciła mi się na szyję
-Oli, dziękuje, dziękuje, dziękuje! Nawet nie wiesz jak się cieszę - do jej oczu napłynęły łzy szczęścia
-Hej, mała, to tylko przesłuchanie - otarłem dłonią jej wilgotne już policzki - Masz troszkę większe szanse niż reszta, ale nadal musisz się postarać, dobrze? 
-Obiecuję. Stella McCartney. Stella McCartney - Carmen zaczęła biegać z radości po pokoju
Zadowolony poszedłem do barku i wyjąłem najlepszego szampana, jakiego posiadałem. Spojrzałem na Greth.
-To jak, trzeba to opić? - uniosłem zachęcająco brwi
Dziewczyna odpowiedziała mi swoim najpiękniejszym uśmiechem i mocno mnie przytuliła.






Rupert Grint

Razem z Ann leżeliśmy na kanapie obściskując się. Nagle tuż przed sobą zobaczyłem ognistą czuprynę.
-Chryste, Sheeran, ależ mnie przestaszyłeś. Stary, gdzie byłeś cały dzień? Zgaduję, że z Carmen
Ed roześmiał się,
-Zgadłeś! Ale tym razem to było coś więcej niż tylko przyjacielskie spotkanie
-Przeleciałeś ją? 
-Rupert! - jęknęła Ann uderzając łokciem w moje żebra. Sheeran roześmiał się
-Jezu, Grint, nie tak szybko. Na to przyjdzie pora. Na razie było tylko buzi buzi. Dużo. Bardzo dużo
-Co na to Moore?
-Nic nie wie. Carmen ma mu powiedzieć, może zrobi to dziś... Własnie u niego jest.
Usiadłem na kanapie
-Jest u niego? Myślisz, że to się dobrze skończy?
-Ufam jej - powiedział wyraźnie Ed - kochamy się i w końcu będziemy razem, Moore to tylko drobnostka - rudzielec odwrócił się i trzasnął drzwiami swojego pokoju.
Spojrzałem na Ann. Ta uśmiechnęła się do mnie i pocałowała. Od tego pamiętnego pocałunku sprzed trzech tygodni byliśmy niemal nierozłączni. Dziewczyna złapała mnie za rękę i rzuciła krótkie "ubieraj się", uchylając przy tym drzwi mieszkania.



Ledbury - ekskluzywna restauracja w Londynie






poniedziałek, 20 stycznia 2014

Witajcie,
wiem, że obiecałam kolejny rozdział. Wiem, że minęło pół roku, a ja nic nie dodałam. Krótkie słowo wyjaśnienia: zeszłe wakacje to chyba jeden z najbardziej szalonych okresów w moim życiu, wzloty i upadki, bla bla bla. Od września zaczęła się szkoła, no i wtedy zaczęła się jazda. Nauka, dużo nauki, bardzo dużo nauki i bardzo dużo słabych ocen. Dobra rada: jeśli jesteście właśnie w tym momencie życia, iż musiscie wybrać szkołę średnią, nigdy, przenigdy nie wybierajcie z tych najlepszych w swoim mieście/kraju. NIGDY. Taka szkoła to synonim zapierdolu ciężkiej pracy, abstrahując już od skołatanych nerwów i spadku samooceny.
No, ale przejdźmy do meritum. Aktualnie w moim województwie rozpoczęły się ferie, prawie nic mi nie zadali (oprócz 4 sprawdzianów w pierwszym tygodniu szkoły ♥♥), więc pomyslałam, że fajnie byłoby rozwinąć się jakoś kreatywnie, i wrócić do bloga. Kochani, dajcie mi tylko znać, czy warto! Postaram się dla was, obiecuję!
Całuję,
                                                                                                                       sherryboom